Rozmówki polsko-otwockie, odc. 1 – profesor Jan Żaryn

Rozmówki polsko-otwockie, odc. 1 – profesor Jan Żaryn

Niniejszy wywiad rozpoczyna serię „Rozmówki polsko-otwockie”. Mają to być wywiady z różnymi słynnymi i interesującymi osobistościami, które są związane z powiatem otwockim. Ze względu na obowiązki bohaterów wywiadu kolejne odcinki będą publikowane nieregularnie, w odstępach kilku tygodni.

Adam Pośrednik: Zacznijmy od tego, że ród Żarynów pochodzi z ziemi otwockiej**…

Jan Żaryn: No, poniekąd… Ród Żarynów właściwie pochodzi z Wielkiego Księstwa Litewskiego. Jesteśmy dość starym rodem. Przybyliśmy do WKL prawdopodobnie w okresie „wielkiej smuty” (na początku XVII w.). Tu – na królewszczyznach – dostaliśmy ziemie i herb Jastrzębiec. Byliśmy bojarami, wyrzuconymi z Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Z czasem majątki Żarynów pojawiły się też na Wileńszczyźnie. W XIX w. mój pra-pradziadek, Franciszek Żaryn, został wyrzucony stamtąd prawdopodobnie w wyniku represji po powstaniu styczniowym. Część rodziny wróciła wtedy do prawosławia; oni też trafili do Polski, ale już po rewolucji bolszewickiej. W latach 60. doszło do połączenia tych dwóch gałęzi, gdy mój ojciec urządził zjazd rodzinny. W tym wszystkim Otwock to raczej krótka historia, ale bardzo nam bliska; po upadku majątków na Wileńszczyźnie (koło Mariampola) syn mojego pra-pradziadka Franciszka, a więc mój pradziadek – Stefan Żaryn, zdecydował się na zakup terenów między Mlądzem a Wiązowną (Wille Wiązowskie, czy inaczej Folwark Natalin Ż). Był to, wg relacji, drewniany dworek znajdujący się w okolicach ulic Sędziowskiej, Reymonta i Żeromskiego. Obecnie jest to chyba nieużytek. Stefan był osobą aktywną, zaangażowaną w życie okolicy. Był m.in. promotorem straży pożarnej; dostał od niej tytuły honorowe w podzięce za pomoc w jej utworzeniu; a w momencie wybuchu I Wojny Światowej zaangażował się w prace Centralnego Komitetu Obywatelskiego. To była taka struktura, która powstała na czas wojny w różnych miejscach Polski, a S. Żaryn utworzył jej otwocki oddział i stanął na jego czele. Pełnił tu urząd sędziego pokoju i z tego powodu był lubiany i szanowany przez mieszkańców. Jest na to kilka dowodów, po pierwsze – relacje mieszkańców, które usłyszałem (n.p. od pewnej pani, która zapamiętała go jako dobrotliwego staruszka – działo się to już w międzywojniu – który zawsze miał w kieszeniach dużo słodyczy i częstował nimi okoliczne dzieci), po drugie – potwierdzona działalność społeczna, której się podejmował. Zmarł on w połowie lat 20. Miał czwórkę synów – m.in. Leopolda i Franciszka (mojego dziadka) oraz Stanisława i Stefana. Z nimi wiąże się tragiczna historia. Otóż wszyscy czterej zostali zaproszeni na ślub do państwa Chrzanowskich, którzy mieszkali na Kresach Wsch. Było to ok. 1918 r. Franciszek nie mógł przyjechać, miał jakieś zobowiązania; Leopold nie stawił się na ceremonii, gdyż pospiesznie udał się do szpitala w Moskwie – żona zaczęła rodzić, pozostali pojechali. Wówczas grasowały tam już rozmaite bandy – komunistów i zrewoltowanego chłopstwa…

Bolszewicy nie dorwali Leopolda i jego żony w Moskwie?

Nie udało im się. Nawiasem mówiąc, urodziła się im dziewczynka – moja ciotka, Maria. Kończąc tą historię, tylko państwo młodzi uciekli wtedy od śmierci. Resztę (w tym dwóch Żarynów) wymordowały czerwone bojówki, które zaatakowały i spaliły dwór.

Wracając do Otwocka… Franciszek był miastowym człowiekiem, inżynierem i dyrektorem przedsiębiorstw (n.p. Cegielskiego). Tak samo Leopold, który został cenionym adwokatem. Nie byli więc zbytnio zainteresowani ziemiańskim trybem życia. Majątek zaczął podupadać. Po wybuchu II Wojny Światowej zaczęto wyprzedawać te ziemie po kawałku, by się utrzymać…

Właśnie miałem zadać to pytanie: jak Żarynowie przetrwali te dramatyczne lata, zwłaszcza w dziejach Otwocka – łapanki, działania partyzanckie, budowę getta i potem zagładę naszej społeczności żydowskiej, po której właściwie zbudowano Otwock na nowo?

Zgadza się, ale aktywność Żarynów w tym mieście bardzo zmalała po śmierci Stefana. Z kolei rodzina Kamienieckich, w którą wżeniła się jedna z jego córek – wręcz przeciwnie. Ta rodzina już wymarła, ale jej ostatni przedstawiciel – a mój wuj – Szczepan Kamieniecki, żołnierz września ‘39, był związany z lokalną konspiracją antyhitlerowską. Kamienieccy też opuścili Otwock po wojnie.

Tak więc historia Żarynów w Otwocku to przede wszystkim historia Stefana.

Jednak to chyba nie jest koniec tej historii. Wiadomo mi, że jednak część Pana rodziny nadal tam mieszka!

Ano tak, moja córka mieszkała w Otwocku, dziś w powiecie otwockim z mężem (w Józefowie), dzieci chodzą do szkoły w Otwocku-Świdrze.

Ja sam miałem przyjaciół w Otwocku, n.p pana Roberta Bellera, bibliotekarza…

… zmarłego niedawno, to bardzo przykre…

…bardzo porządna, uczciwa postać, zasłużony badacz dziejów Otwocka. Pan Robert do mnie podjeżdżał do domu na seminaria doktorskie. Drugim moim otwockim kolegą (również zmarłym w okresie pandemii) był p. dr Jerzy Radomski. Bardzo zasłużony historyk m.in. wojskowości i autor wielu ciekawych prac.

I jeszcze jedno miejsce, które łączy moją rodzinę z tym powiatem – grób rodzinny w Wiązownie.

Wpisany do rejestru zabytków.

Tak, ponieważ autorem nagrobka i pięknego, metalowego krzyża jest mój ojciec, Stanisław Żaryn (1913-1964), znany architekt i konserwator zabytków (przede wszystkim Warszawy). Ma nawet ulicę w stolicy (na Mokotowie). Jest pochowany tam także Stefan, jego żona i teściowa z rodu Jaskold-Klepackich, a także Franciszek i Leopold. Również autor nagrobka tam spoczął, razem z małżonką, moją mamą, Aleksandrą. Cmentarz w Wiązownie znajdował się najbliżej rodzinnego majątku.

No dobrze, a co z Żarynami „prawosławnymi”? Istnieją do dziś?

Część z nich – tak. Borys Żaryn, walczył w trakcie IIWŚ w Polskich Siłach Zbrojnych, potem pozostał na emigracji w Kanadzie. Jego syn, Bogdan, po 1989 r. przyjechał do Polski. Był znanym dziennikarzem polskiego radia dla cudzoziemców (anglojęzycznego). Zmarł mniej więcej 10 lat temu, był w moim wieku. Mógł jeszcze śmiało pożyć.

Część z Żarynów mieszka jeszcze w Koninie i Kaliszu, ale kontakty z nimi są dość luźne. Dodam na koniec, że ich dziadowie pojawili się na wspomnianym zjeździe rodzinnym w latach 60, zorganizowanym przez tatę w naszym mieszkaniu.

Teraz chciałbym trochę porozmawiać o panu. Obecnie jest pan szefem Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego – w którym obecnie goszczę. Zastanawia mnie to słowo „dziedzictwo” – czy ma oznaczać, że traktujecie ruch narodowy jako coś martwego, zamknięty rozdział historii Polski?

Najlepiej to wyjaśnia statut naszej placówki, dostępny na naszej stronie internetowej. To „dziedzictwo” które jest do zbadania i zachowania, to dziedzictwo obozu narodowego i tzw. katolicyzmu społecznego. W polskich warunkach chodzi o nacjonalizm chrześcijański i polski katolicyzm społeczny. To były dwa wielkie kręgi ideowe, także liczne organizacje i dzieła, które w XIX i XX w. wytworzyły i reprezentowały znaczącą elitę narodu polskiego. Elitę, która ze sobą dyskutowała i nawet rywalizowała (nie zawsze przecież ugrupowania nacjonalistyczne i chadeckie były w koalicji). Warto powiedzieć, że większość rządów przedmajowych była oparta na sojuszu endecji i partii chrześcijańskich. Dopiero zamach majowy i kryzys lat 30. doprowadził do rozłamu: narodowcy zaczęli szukać innych rozwiązań ustrojowych niż demokracja, z kolei chadecy pozostali demokratami.

Przede wszystkim oba te nurty łączyła wspólna droga oparta na nauce społecznej Kościoła i jego tradycji. Dziedzictwo to tworzyli wybitni naukowcy, artyści, ekonomiści, prawnicy, filozofowie itd. Wymieńmy kilka nazwisk: Ignacy Chrzanowski, Władysław Konopczyński, Stanisław Kasznica, Stanisław Piasecki i środowisko „Prosto z Mostu”, Jan Kasprowicz…

… nawet Jerzy Waldorff…**

Tak, jak również Jerzy Andrzejewski, Konstanty Ildefons Gałczyński – oni przed wojną także pisali do „Prosto z mostu”, część z nich w czasie wojny publikowała z kolei w „Sztuce i Narodzie” redagowanym przez Andrzeja Trzebińskiego. To bardzo ważna część polskiej tradycji intelektualnej, związana z ruchem chrześcijańsko-narodowym i chrześcijańsko-demokratycznym, i jakże bogata. Do tego dochodzą liczne organizacje powstające w XIX i XX w., z Ligą Narodową na czele, ale i Polska Macierz Szkolna, Juventus Christiana, Katolicka Młodzież Narodowa, Tow. Gimn. „Sokół”, harcerstwo, itp. No i jeszcze rozdział powojenny – działalność prymasa Wyszyńskiego w kraju i działalność naszych emigrantów politycznych, czyli historia SN i SP.

Ciekawi mnie, jak na utworzenie takiego Instytutu zareagowali ludzie uważający się za spadkobierców tych ruchów?

Zaczęliśmy działać w bardzo konkretnych obszarach – m.in. wystaw, wydawnictw, dokumentacji, no i mediów; m.in. powstał słynny Fundusz Patriotyczny. Spotkaliśmy się z dużym odzewem, jeżeli chodzi o Fundusz. Od premiera Morawieckiego dostaliśmy 30 mln złotych na I edycję Funduszu, ale wnioski opiewały łącznie na kwotę 550 mln zł! Świadczy to o dużym zainteresowaniu, ale i zapotrzebowaniu na organizację wydarzeń narodowo-katolickich, na organizację stowarzyszeń promujących tę część naszego dziedzictwa.

Z kolei n.p. dział dokumentacyjny zbiera relacje od osób prywatnych i instytucji. Tu także mieliśmy spory odzew, zgłosiło się do nas wiele osób (do innych, oczywiście, zgłaszamy się sami) i zbieramy niezwykle cenne spuścizny, które digitalizujemy –m.in. Bożysława Kurowskiego, Instytutu Dmowskiego w Londynie, Stefana Kaczorowskiego, i mniej znanych postaci z kręgu opozycji lat 70-, czy 80-tych ubiegłego wieku.

No i dział naukowy, którego największą chlubą – gdyż działamy od roku – jest wydanie dwóch tomów „Polskiego słownika biograficznego ruchu narodowego” i dwóch „ …katolicyzmu społecznego” (planowane są następne, w sumie co najmniej 14).

Czyli pomijając te ośrodki medialne, które są – że tak powiem – negatywnie nastawione do myśli narodowej ze względu na linię programową (wymieńmy chociażby OKO.press) nie spotkaliście się z „burzą” w mediach, tak?

Jesteśmy świadomi, że nie wszyscy kochają te tradycje ideowo-polityczne, przez dziesięciolecia opluwane – szczególne obóz narodowy; uważamy, że tradycja obozu narodowego jest niezwykle bogata, i nas ucząca. Spotykamy się też z krytyką, która wynika z trwałości stalinowskiej propagandy. W tamtych czasach ustalono pewien obraz obozu narodowego, który niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Jest jednak dobrze utrwalony przez kolejne pokolenia nosicieli tej propagandy, którzy prawdopodobnie nawet nie wiedzą, że mówią nieprawdę. Chcemy zatem ujawnić prawdę historyczną.

Był pan również politykiem, kilka razy pan kandydował, i w końcu został pan senatorem w poprzedniej kadencji (z ramienia Prawa i Sprawiedliwości). Co pana skłoniło do aktywności politycznej – czy to wyszło od Partii, czy bardziej pan chciał się sprawdzić? I jak pan ocenia swoją kadencję, i w ogóle stan polskiej polityki?

To pytania zupełnie innej natury, ale chętnie odpowiem na pierwszą część tego pytania. Ja jestem człowiekiem, który ma swój życiorys… Będąc studentem na Uniwersytecie Warszawskim, współtworzyłem samorząd studencki (Wydziału Historii). Od tego momentu zaczęło się moje zaangażowanie społeczne, najpierw w Studium Kultury Chrześcijańskiej, w Duszpasterstwach Nauczycieli i Wychowawców. Potem przyszedł 1989 r. Byłem m.in. współtwórcą Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców, nadzorowałem tworzenie nowych szkół w ramach KSW. Także jestem członkiem wielu innych stowarzyszeń, w tym prezesem SPJN. Byłem (i jestem) redaktorem naczelnym kilku czasopism, od lat 90-tych: „Szańca Chrobrego”, „W Sieci Historii” (dawniej „Na Poważnie”). Moją receptą na udane życie jest, by – obok życia rodzinnego – być aktywnym społecznie, w różnych dziedzinach. Taką widziałem w sobie potrzebę. I stąd narodziła się potrzeba aktywności politycznej. Ta kadencja była dla mnie dobrą lekcją naszej polityki, na dobre i na złe. Nie wydaje mi się, bym jeszcze do niej wrócił. Z osobistego punktu widzenia było to dla mnie dobre doświadczenie i mam nadzieję, że zrobiłem wówczas coś dobrego.

Ale nie odczuwał pan wówczas konfliktu interesów między pracą polityka i jednocześnie redaktora dużego czasopisma historycznego? Zwłaszcza, że pracują/pracowali tam z panem n.p. Ryszard Czarnecki (europoseł PiS) i Marek Jurek (Prawica RP)?

Ale pisywał też Paweł Kowal, i Robert Winnicki, i wielu innych. Historia ma zupełnie inne uwarunkowania niż bieżąca scena polityczna. Dzięki temu mam znajomych po różnych stronach politycznej barykady. To chyba normalne?

Wiadomo, że polityka nie wygląda tak, jak w telewizji.

Nie, nie wygląda. Powiem więcej: jest zupełnie niepodobna!

A gdybym miał pan powiedzieć, w jakiej roli się pan najlepiej odnajduje: polityka, historyka, redaktora, prezesa instytutu naukowego…?

Nie, nie mogę tak odpowiedzieć. Ze mną sprawa wygląda tak, że chcę być wszystkim! Jestem spełnionym naukowcem, wieloletnim publicystą, redaktorem, bywałem i jestem dyrektorem organizującym życie kulturalne w Polsce (IPN i IDMN), działaczem społecznym, itd. Chcę doświadczać różnych aktywności i sprawdzać, czy mogę zrobić w nich coś dobrego, bo to jest w tym wszystkim najważniejsze.

Na koniec chciałem zapytać, jakie prace, jakich historyków pan poleci naszym czytelnikom.

Przede wszystkim najwybitniejszym historykiem naszego pokolenia (choć on sam skromnie zaprzecza) jest prof. Andrzej Nowak. Autor wspaniałego cyklu „Historia Polski”, zbliżającego się do tomu 5. Wszystko wskazuje na to, że to nowy Władysław Konopczyński. Moje pokolenie uczyło się na podręcznikach Konopczyńskiego. Polecam wiele prac prof. Nowaka. Jest on dla mnie kontynuatorem pewnej tradycji historiograficznej, związanej z akcentowaniem polskiego patriotyzmu insurekcyjnego, w której to tradycji obracali się najwięksi polscy stratedzy polityczni, jak Adam Jerzy Czartoryski, Józef Piłsudski i Lech Kaczyński.

Poza Nowakiem wybitnymi postaciami, o olbrzymim dorobku, są np. prof. Marek Kornat i prof. Wojciech Roszkowski, i oczywiście wielu innych. No i w końcu bardzo wartościowe jest środowisko naukowe IPN-u. Sam do niego po trosze należałem, pracując tam ponad 15 lat. Nie mówię tego po to, by się chwalić, ale została tam zgromadzona elita polskich historyków, różnych światopoglądów – od lewa do prawa: Antoni Dudek, Paweł Machcewicz, Krzysztof Persak, a z drugiej strony Rafał Łatka, Krzysztof Kaczmarski, Grzegorz Berent, Rafał Sierchuła, Piotr Kardela, i wielu, wielu, w tym do dziś tam pracujących.

A zagraniczni? Anthony Beevor, Timothy Snyder…?

T. Snyder jest ciekawym autorem, ale ja jestem z bardziej z pokolenia wychowanego na Normanie Davisie. Snyder także jest ciekawym autorem, ale również poddawanym krytyce, czasem słusznej.

Takich to historyków mogę zatem polecić.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Prof. Dr hab. Jan Żaryn – historyk, publicysta, redaktor naczelny „W Sieci Historii”, senator IX kadencji (PiS), działacz społeczny. Długoletni pracownik IH PAN i IPN. Wykładał na UW, obecnie na UKSW. Dyrektor IMDN. Specjalizuje się w dziejach Kościoła katolickiego w Polsce i ruchu narodowego, także stosunków polsko-żydowskich i emigracji.

Zdjęcie ze strony: janzaryn.pl

*– Więcej informacji na ten i inne tematy można znaleźć w licznych publikacjach historycznych o naszej okolicy, takich jak „Gmina Wiązowna: Leksykon krajoznawczy” Doroty M. Kozielskiej (historię rodu Żarynów można znaleźć w rozdziałach „Wiązowna Kościelna”, „Świerk” i „Wille Wiązowskie”) czy publikacji „Spacerownik otwocki” autorstwa Pawła Ajdackiego, piszącego również na portalu iotwock.info

** – Najciekawszy, a przy tym najbardziej ekstrawagancki przykład współpracy tego słynnego dziennikarza muzycznego z kręgami nacjonalistycznymi: wywiad z Leonem Degrelle, wodzem belgijskiej partii „Christus Rex”, w czasie IIWŚ hitlerowskim kolaborantem i generałem Waffen-SS do przeczytania tu: http://retropress.pl/prosto-z-mostu/wodz-mlodej-belgii-rozmowa-z-leonem-degrelle/

Źródło: https://iotwock.info/artykul/rozmowki-polsko-otwockie/1205851.amp